Scena podróżnicza - Marta Zajchowska: Pot i łzy

Scena podróżnicza - Marta Zajchowska: Pot i łzy

Po realizacji kolejnego kilkumiesięcznego projektu i objechaniu na swoim motocyklu wszystkich krajów Skandynawii, Wysp Owczych i Islandii Marta (połowa projektu Look around the Globe) już wiedziała, że nie zamierza być dłużej „plecakiem”. Jazda za kierownicą dała jaj dużo większą frajdę i satysfakcję. Pewne było, że nie zostawi tego bez odzewu i weźmie sprawy w swoje ręce. Marta zdecydowała się na doskonalenie swoich umiejętności jazdy na dwóch kołach i jazdę bardziej wymagającym terenie.


Każdy, kto śledził przygody Look around the Globe wie, że przeważnie podczas dalekich podróży po świecie jeździłam jako pasażer. W każdym kraju jednak, w miarę możliwości i chęci głównego kierowcy – siadałam za kierownicą i też czerpałam radność z jazdy. W dalekich podróżach nie wybiera się terenu, a drogi o gorszej (czasami tragicznej) nawierzchni po prostu pojawiają się i trzeba je przejechać. Nieważne jak, nieważne, że we dwoje i z ekwipunkiem na kolejne 2 lata podróży. Nie jest to wtedy przyjemność, a raczej konieczność. Co więcej, nie mając wtedy doświadczenia wolałam nie ryzykować na drugim końcu świata wywrotki w swoim wykonaniu. Owszem, lubiłam zakopać się, trochę pomęczyć i udowodnić, że prawie 500 kg sprzęt jest dla mnie do okiełznania, ale teraz z perspektywy czasu wiem – niewiele potrafiłam. Jechałam po prostu prosto dużą maszyną. A ja chciałam umieć ją prowadzić poprawnie i czerpać z tego frajdę.

Chęć nauki i konieczność dostarczania sobie adrenaliny sprawiły, że kwestią czasu była przesiadka znów na własny motocykl. Tak jak kiedyś. Do tego dążyłam.

Stało się. Mam już swojego GSa. Moje BMW F 850 ADV, którego pieszczotliwie nazywam Prosiakiem,  bo jak na motocykl dla kobiety jest dość spory i waży tyle, co BMW 1250 z segmentu wyżej, tyle że jego środek ciężkości znajduje się wyżej. Ale nie zamienię na żaden inny!

Wiedziałam, jak wiele jeszcze przede mną, by poczuć się pewnie za kierownicą, więc cały rok 2022 przeznaczyłam właśnie na wszelkiego rodzaju treningi. Pierwsze kroki skierowałam do szkół ADV nauki jazdy w off-roadzie, od dawna czułam, że mam w tym zakresie również spore braki.

Mam pewną wizją na kolejne miesiące i lata. Fajnie byłoby móc brać czynny udział w doskonaleniu jazdy kobiet i pokazywaniu im jak można podróżować po świecie czy jeździć ciężkim motocyklem poza asfaltem. Sama nie spodziewałam  się, że to możliwe, a jednak mając chęci i odrobinę konsekwencji – da się!

Najpierw szkoliłam się w HMT. Nie było łatwo, ale pierwsze kroki w off i głębokim piasku okazały się dla mnie zwycięskie. Brak odpowiedniej techniki nie przeszkodził mi pokonywać głębokiego piachu z prędkością raczej niedopuszczalną jak na jazdę treningową, więc trenerzy mieli ze mną nie lada przeprawę.

Obie strony miały twardy orzech do zgryzienia. Niepokorny jeździec dał jednak za wygraną i oprócz chęci udowadniania sobie, że da radę, nabrał pokory i zaczął szlifować styl. Z godziny na godzinę było coraz lepiej.

Spędziłam zimowe wieczory na oglądaniu video i czytaniu książek o technice jazdy. Skończyłam kurs doskonalenia techniki jazdy, by w przyszłości zdać egzamin na instruktora. Zimą jeździłam w śniegu lekkimi motocyklami, by nabrać dobrych nawyków. Miałam nawet zaplanowany wyjazd na wydmy do Tunezji na KTM 350, by popracować nad techniką. Niestety przez wojnę na Ukrainie wyjazd nie doszedł do skutku, ale za to całe weekendy i później wakacje spędziłam na jeździe już w terenie, pokonywaniu przeszkód, poznawaniu tricków, manewrowaniu między drzewami i… ćwiczeniu podnoszenia motocykla.

To ostatnie bez odpowiedniego sposobu i techniki wyciskało ze mnie pot i łzy. Pierwszy raz się udawało zawsze, na kolejną próbę już nie wystarczało mi sił. Sposób jest prosty – nie przewracać się. Ale ja chciałam być ubezpieczona jeżdżąc sama w terenie. Kazano mi ćwiczyć kolana, by podnosić maszynę „z kolan”, a nie jak robiłam na początku – używając kręgosłupa. Uważajcie na to. Dzisiaj niby umiem, ale… nadal ćwiczę.

Poza tym - kwestie wizualne mają znaczenie i jestem niezmiernie wdzięczna za to, że wymyślono gmole. Bez tego ani rusz, bo tylko dzięki nim moto pozostaje nienaruszone i zawsze w idealnym stanie.  Ponadto po złamaniu (przy parkingowym upadku) dwukrotnie dźwigni zmiany biegów – nie było już sensu zmieniać ich na seryjne i również zastąpiłam je łamanymi. Na treningi w sam raz.

Jazdy off-owej w poprzednim roku było naprawdę sporo. Jak tylko znajdowałam czas -  wybierałam teren, by doskonalić swoje umiejętności.  

Trafiłam na szkolenia do Travel Adventure School i Proenduro. To dzięki uwadze i pracy trenerów zwiększyłam swoją pewność siebie, pokonałam strach podczas jazdy na dwóch kołach i poznałam granice możliwości motocykla. Szkolenia i zadania jakie przede mną stawiano, pozwoliły poznać mi również swoje własne granice. Te lubię pokonywać najbardziej.

Po drodze przetestowałam też sporo innych motocykli typu adv i nie tylko, jednak pozostaję wierna temu, który jest ze mną już od 2 lat i którym mogę jeździć zarówno w dalekie trasy jak i poszaleć w off-roadzie.

Zmieniłam swoje ulubione Heidenau K60 Scout na Heidenau Ranger i Motoz Adventure, co pozwoliło mi totalnie nie przejmować się bardziej wymagającą i trudniejszą nawierzchnią. Teraz naprawdę teren nie stanowi dla mnie problemu, a wręcz sprawia, że jestem w swoim żywiole.

Przede mną kolejne kilka wypadów zagranicznych i dalej zdobycie licencji na instruktora jazdy. Może przekonam przy okazji kilka dziewczyn, by dołączyły do mnie i moich wojaży!

Photos: Helios Moto Tours, Travel Adventure School and Proenduro.pl



Copyright © 2021