Zimowe przygody w Hiszpanii

Zimowe przygody w Hiszpanii

Co może być bardziej ekscytującego niż podróżowanie po świecie we dwoje z partnerem? Oczywiście podróżowanie na dwóch motocyklach Adventure! Zeszłego lata Fiona zdała prawo jazdy na motocykl i od razu zaplanowałyśmy naszą zimową ucieczkę do Maroka. Chciełyśmy uciec od zimna, zanurzyć się w nowej kulturze, ale przede wszystkim odkryć żywe kolory i surowy krajobraz Maroka na dwóch kółkach. Co mogłoby pójść nie tak? 

Niecałe 24 godziny przed planowanym wejściem na prom z Francji do Maroka dotarła do nas pewna wiadomość. Wszystkie połączenia promowe z Marokiem zostały zawieszone do odwołania! Ponieważ w większości miejsc jest zbyt zimno na jazdę w środku zimy, wybraliśmy jedyną sensowną opcję. Kieruj się na południe i szukaj przygód w Hiszpanii! Zdecydowanie nie doceniliśmy tego, jak dobrze będziemy się bawić. Rozpieszczały nas trasy off-roadowe, malownicze przejażdżki, a nawet zaskoczyło nas, jak bardzo zróżnicowany jest krajobraz! Obie z Fioną podróżowałyśmy już wcześniej po Hiszpanii, ale nigdy na dwóch kółkach. Wkrótce miałyśmy odkryć ją na nowo, na zupełnie nowym poziomie! 

Na naszych Tigerach 900 Rally Pros przekroczyłyśmy granicę Hiszpanii, jadąc wzdłuż malowniczego wybrzeża trasą "Route d'Espagne", znaną również jako D914. Słynie ona z ciasnych zakrętów, panoramicznych widoków i najczęściej z ekstremalnych wiatrów. W naszym przypadku oznaczało to zmaganie się z wiatrem o prędkości 70 km/h. Prawdę mówiąc, byłam poza swoją strefą komfortu. Martwiłam się też o Fionę. Jeździ dopiero od około tygodnia i po raz pierwszy miała jechać krętymi górskimi drogami. Ale nie było powodu do zmartwień. Wiatr wcale nie zniechęcił Fiony. Właściwie w ogóle jej to nie przeszkadzało. Napompowana adrenaliną, ostro wchodziła w zakręty. Ledwo byłam w stanie za nią nadążyć! 

Naszym pierwszym przystankiem było pasmo górskie na północ od Barcelony. Park Naturalny Montseny był idealnym miejscem na nasze pierwsze przygody off-roadowe w Hiszpanii. Szerokie drogi gruntowe prowadzące w górę i w dół gór, niezbyt wymagające, ale dające ogromną frajdę z jazdy. Fiona rzuciła się w wir off-roadu i postanowiła nauczyć się go w szybki sposób. Była nieustraszona! To oczywiście spowodowało kilka jej pierwszych upadków na motocyklu. Ale miały one odwrotny skutek niż zwykle. Po każdym upadku natychmiast wstawała, chichotała, była gotowa podnieść motocykl i wskoczyć na niego z powrotem. Zamiast czuć się zniechęcona, miała ochotę na więcej. 

Następnie udałyśmy się w głąb lądu, do pasma górskiego Montsec, aby odkryć niesamowity widok stromych klifów otoczonych bujną zielenią gór i turkusową wodą. Mówi się, że "Muralla de Finestres" przypomina Wielki Mur Chiński. Musieliśmy to zobaczyć na własne oczy! Mimo deszczu jechałyśmy przez Park Narodowy i byłyśmy zaskoczone, że mamy go tylko dla siebie. Pierwsza część trasy wiodła głównie przez polne drogi z kilkoma błotnistymi kałużami. Ale gdy podjechałyśmy bliżej, kręte górskie drogi stały się bardzo kamieniste i jazda stała się bardzo wymagająca. Do zachodu słońca pozostało niewiele ponad godzinę, a żadna z nas nie czuła się na siłach, by pokonywać ten teren nocą, więc postanowiłyśmy zawrócić. I właśnie wtedy, gdy minęłyśmy najtrudniejszy odcinek, zobaczyłyśmy znak "Muralla de Finestres". Okazało się, że pojechałyśmy o wiele za daleko, gdy ponad godzinę wcześniej przegapiłyśmy ten znak. Ale straciłyśmy też mnóstwo energii, czasu i słońca na pokonywanie kamienistych dróg. W rezultacie zdecydowałyśmy się zawrócić do hotelu i opuścić Park Narodowy przed zachodem słońca. Mimo że nie dotarłyśmy do celu, nie czułyśmy się rozczarowane. Spędziłyśmy wspaniały dzień na jeździe terenowej i z chęcią wróciłyśmy tam następnego dnia. Następnego ranka zauważyłyśmy, że szlaki, którymi jechałyśmy, stały się przez noc bardzo błotniste. Będziemy musiały wrócić, aby odkryć ten cud natury innym razem! Na razie postanowiłyśmy kontynuować jazdę i zamiast tego odkryć naszą pierwszą pustynię. 

Pustynia Monegros to ogromna pustynia kamienisto-piaszczysta w północno-wschodniej Hiszpanii, położona w obrębie pasma górskiego Sierra de Jubierre. Byłyśmy zaskoczone, że znalazłyśmy się w tym suchym, pustynnym krajobrazie, o którym nigdy wcześniej nawet nie słyszałyśmy. Ten region Hiszpanii jest narażony na wysokie temperatury, susze i bardzo małe opady. Ponieważ jednak przyjechałyśmy tu zimą, temperatury podczas jazdy były o wiele bardziej znośne. Odkrywanie i gubienie się w tym surrealistycznym krajobrazie sprawiło, że poczułyśmy się, jakbyśmy były milion kilometrów od Europy. Większość dróg gruntowych była szeroka i płaska, prowadziła nas obok kanionów, słonych lagun i niezwykłych formacji skalnych! Po raz kolejny nikogo nie było widać na szlakach. Byłyśmy tylko my, nasze Tigery 900 Rally Pro i mnóstwo wiatru! Tym razem teren nie był szczególnie wymagający. Z pełnym obciążeniem radziłyśmy sobie całkiem nieźle. Ale jazda w tak silnym wietrze zdecydowanie wyczerpała naszą energię szybciej niż jesteśmy do tego przyzwyczajone. 

Kontynuowałyśmy jazdę dalej na zachód. Przez większość dni cieszyłyśmy się jasnym, błękitnym niebem, słońcem, temperaturą około 15 stopni i silnym wiatrem, który sprawiał, że odczuwałyśmy dużo większy chłód niż w rzeczywistości. Wieczory były dość chłodne, a poranki zaczynały się od temperatur w okolicach -2 stopni Celsjusza. Nasz sprzęt utrzymywał nas w cieple, a podgrzewane fotele były prawdziwym luksusem. Ale obie byłyśmy gotowe, by wyruszyć na południe Hiszpanii i cieszyć się cieplejszymi dniami. Najpierw jednak musiałyśmy dotrzeć do Madrytu. Fiona złamała handbary podczas jednej z naszych pierwszych przejażdżek off-roadowych w górach. Miełyśmy nadzieję, że Touratech wymieni je na coś solidniejszego, co zapewni lepszą ochronę. 

Gdy dotarłyśmy do Touratech, przywitał nas Yago. Z entuzjazmem wprowadził Tygrysa do swojego warsztatu, aby przyjrzeć się handbarom. Szybko jednak zauważył inny problem, który był o wiele bardziej niepokojący. Nie wiedziałyśmy, że Fiona miała pękniętą przednią ramę. Nie przeszkodziło jej to wprawdzie w jeździe na motocyklu, ale kolejne zderzenie mogło spowodować znaczne uszkodzenie motocykla. Na szczęście Triumph znajdował się w pobliżu i mogłyśmy pojechać na moim motocyklu po część zamienną. Niestety, żadnej z nich nie było w magazynie. A z powodu Brexitu i opóźnień celnych dostawa z Wielkiej Brytanii zajęłaby kilka dni. Zaparkowałyśmy więc Tigera Fiony i postanowiłyśmy zwiedzić okolice Madrytu we dwie. 

Jedną z najbardziej imponujących jednodniowych wycieczek była 60-milowa podróż na północ do Segovii. Jechałyśmy główną drogą wzdłuż drogi CL-601, otoczone górami o śnieżnych czapach. Przełęcz Navacerrada jest bardzo malownicza, ma kilka stromych odcinków i kilka ostrych zakrętów wokół "Las 7 revueltas". Gdy dotarłyśmy na najwyższą wysokość 1857 metrów, temperatura dość szybko spadła, a otaczające nas lasy sosnowe były całkowicie pokryte śniegiem. Miałyśmy jednak szczęście, że jechałyśmy po suchych asfaltowych drogach w słońcu, a temperatura szybko wzrosła, gdy ponownie zjechałyśmy z góry. Wjeżdżając do Segovii, przejechaliśmy tuż obok jej symbolu - jednego z najlepiej zachowanych akweduktów rzymskich, składającego się z 165 imponujących łuków, który biegnie bezpośrednio przez miasto. Po zaparkowaniu motocykla w pobliżu rozkoszowałyśmy się spacerem po brukowanych uliczkach, starożytnych zaułkach i urokliwych placach. Oprócz wspaniałej architektury szybko odkryłyśmy, że Segowia jest rajem dla smakoszy. Pieczone w całości prosię może nie każdemu przypadnie do gustu, ale my znalazłyśmy wiele innych tradycyjnych potraw z tego regionu, których warto spróbować. Po długiej przerwie na lunch postanowiłyśmy wrócić do Madrytu. Tym razem jednak wybrałyśmy objazdy małymi, krętymi drogami w Parku Naturalnym Sierra Norte de Guadarrama. Jechałyśmy szutrową drogą przez las, ale szybko okazało się, że nie udało nam się uniknąć śniegu. W dodatku im dalej, tym wydawało się, że jest coraz zimniej, więc nie minęło wiele czasu, zanim zawróciłyśmy i wróciłyśmy główną drogą do miasta. 

Motocykl Fiony został w końcu naprawiony i był gotowy do jazdy. Do tej pory miełyśmy już za sobą mieszankę malowniczych górskich dróg, przygód w terenie, doświadczeń kulturalnych i pysznych tapas. Byłyśmy gotowe jechać aż na południe Hiszpanii i zanurzyć się w cieplejszym klimacie. Ale w górach w środkowo-wschodniej Hiszpanii było jeszcze jedno miasto, które chciałyśmy zwiedzić po drodze. Malownicze, otoczone murami miasto Cuenca. Jest ono malowniczo zbudowane na szczycie stromych wapiennych klifów dwóch głębokich przełomów rzecznych. Jechałyśmy naszymi tygrysami po brukowanych uliczkach, wzdłuż średniowiecznych budynków i ruin zamków, aż dotarłyśmy do "Mirador Barrio del Castillo". Jest to fantastyczny punkt widokowy, z którego roztacza się wyjątkowy widok na "casas colgadas", czyli wiszące domy, które trzymają się stromych, skalistych zboczy. To jedno z naszych ulubionych miejsc, które odwiedziłyśmy podczas naszej wyprawy przez Hiszpanię. Doskonały ostatni przystanek przed długą podróżą na południe! 

Naszym pierwszym celem na południu Hiszpanii był "Parque Natural del Cabo de Gata-Nijar". Aby tu dotrzeć, pojechałyśmy do najbardziej wysuniętego na południowy wschód zakątka Hiszpanii. Zaskoczył nas gorący pustynny klimat, który przywitał nas dość dzikim i odizolowanym krajobrazem. Jadąc przez Park Narodowy, mijałyśmy góry wulkaniczne, poszarpane klify, ukryte zatoczki i piękne plaże. Po długiej, malowniczej przejażdżce wśród nadmorskich wydm, salin i wyschniętych koryt rzek zatrzymałyśmy się na lunch w starej wiosce rybackiej. To było naprawdę miłe uczucie być znowu nad morzem, w cieplejszym klimacie. Delektowałyśmy się pysznymi owocami morza z widokiem na cichą zatoczkę, która, jak sobie wyobrażałam, w lecie byłaby całkowicie zapełniona. Po pięknym zachodzie słońca w Parku Narodowym spędziłyśmy noc w Almerii. To pobliskie miasto okazało się dobrą bazą wypadową na dalszą część naszej podróży! 

Następnego dnia rano jechałyśmy drogą A-92, która prowadziła nas prosto przez "Desierto de Tabernas", często nazywane Dzikim Zachodem Europy. Byłyśmy otoczone przez te ogromne, surowe góry z piaskowca, które robiły wrażenie. Naturalnie zjechałyśmy na pobocze, chcąc znaleźć jakieś polne drogi, które zaprowadziłyby nas w sam środek tego miejsca. Pierwsze kilka minut naszej terenowej przejażdżki wyglądało obiecująco i natychmiast zamontowałyśmy nasze Go Pro, aby sfilmować to, co uważałyśmy za kolejną epicką przygodę off-roadową. Niestety wszystko, co odkryłyśmy, to opustoszały plan filmowy Dzikiego Zachodu bez możliwości kontynuowania jazdy w głąb pustyni. Zawróciłyśmy więc i kontynuowałyśmy jazdę na północ. Naszym ostatecznym celem był "Alto de Velefique", asfaltowa droga z 20 zakrętami otoczona imponującymi szczytami pasma górskiego Sierra Fraibrales. Aby tam dotrzeć, pojechałyśmy drogą AL-3102, która jest bardzo malownicza, prowadzi krętymi drogami, a po obu jej stronach rozciągają się suche jak kości zarośla. W miarę zbliżania się do Alto de Velefique kręte drogi zamieniły się w zakręty. I cóż to była za przejażdżka! Raj dla motocyklistów i na szczęście tak niedoceniany, że nie przyciąga tłumów. W zasadzie nie widziałyśmy nikogo, dopóki nie dotarłyśmy na szczyt i nie wjechałyśmy do "Mirador del Pedregal". Jest to popularny przystanek dla motocyklistów, z którego roztaczają się wspaniałe widoki na ostre zakręty. Oczywiście jest to także świetny przystanek na piknik, więc razem z Fioną zaczęłyśmy grzebać w naszych torbach na bak w poszukiwaniu owoców, chipsów i innych przekąsek, które udało nam się znaleźć. Gdy usiadłyśmy na dużej skale z widokiem na dolinę, nie mogłam uwierzyć, jak bardzo było tu cicho. Nie było tu dosłownie żadnego ruchu. To duży kontrast w porównaniu z ruchliwymi alpejskimi drogami, po których jeździłyśmy w Austrii rok wcześniej. Po przerwie ruszyłyśmy dalej główną drogą. Nie mogłyśmy oprzeć się pokusie zrobienia kilku skrótów, które ostatecznie doprowadziły nas z powrotem do głównej drogi. 

Podążałyśmy nią przez cały czas, aż w końcu skręciła w drogę A-334 prowadzącą do Parque Natural Sierra de Baza. Następnym celem naszej podróży była pustynia Gorafe, obszar spektakularnych krajobrazów z niezwykłymi formacjami piaskowca. Na pustynię prowadziła nas polna droga z nieurodzajnymi drzewami. Jadąc po suchych, zakurzonych ścieżkach, miełyśmy fenomenalne widoki na dolinę po lewej stronie. Krajobraz był mieszanką kanionów i wąwozów, prawie bez roślinności. Nietrudno zgadnąć, skąd wzięła się nazwa tego miejsca - Los Coloraos. Kaniony wydawały się pomalowane na różne odcienie czerwieni, ochry i brązu. Wyobrażałyśmy sobie, że wschód i zachód słońca byłby tu bardzo spektakularny. A gdy późnym popołudniem słońce było już tak nisko, kolory zapierały dech w piersiach. W pełni obciążone Tygrysy, jechały po zakurzonych drogach, a my chłonęłyśmy widoki z góry. Następnie zjechałyśmy do samej wioski Gorafe stromą, wietrzną drogą, która z gruntowej zmieniła się w zniszczony asfalt, a po dotarciu do miasteczka w porządny asfalt. Przejeżdżałyśmy obok dolmenów i jaskiń w tej malowniczej wiosce otoczonej niezwykle surowym krajobrazem. Zaczynało się ściemniać, więc wyruszyłyśmy główną drogą do Granady, naszej bazy wypadowej na kilka następnych dni.

Granada to miasto, które trzeba zobaczyć, jeśli planuje się podróż po Andaluzji. Fiona i ja z przyjemnością odkrywałyśmy tętniące życiem dzielnice i podziwiałyśmy wspaniałą architekturę, gubiąc się w przypominających labirynt brukowanych uliczkach. Za każdym razem, gdy zatrzymywałyśmy się na drinka, częstowano nas darmowymi tapas - co jest wieloletnią tradycją tego regionu Hiszpanii. Straciłam rachubę, ile tapas zjadłyśmy w ciągu następnych kilku dni, chłonąc zaraźliwą atmosferę miasta. Z miradoru roztacza się nieograniczony widok na imponującą Alhambrę - urzekający pałac i fortecę otoczone ośnieżonymi górami. 

Uwielbiałyśmy każdą chwilę spędzoną w Granadzie, ale nie mogłyśmy się doczekać powrotu na motocykl. Kiedy więc przyjaciele zaprosili nas na szkolenie terenowe w Triumph Adventure Experience w Maladze, nie musiałyśmy się długo zastanawiać. To był pierwszy trening terenowy Fiony. Jeśli chodzi o mnie, zawsze jestem zaskoczona, jak łatwo zapominamy o podstawach, gdy nie ćwiczymy. Dlatego świetnie było skupić się na manewrach przy małej prędkości, a następnie wykorzystać zdobytą wiedzę w praktyce na imponującym poligonie. Spodobało nam się również miejsce, w którym odbywał się kurs - jazda z Malagi krętymi drogami do ośrodka szkoleniowego była wspaniała. Jest on otoczony Parkiem Narodowym Sierra de las Nieves i niekończącymi się szlakami off-roadowymi. 

Ostatniego dnia Fiona i ja chciełyśmy po prostu pojeździć po polnych drogach w zachwycających górach. To był naprawdę jeden z najpiękniejszych dni jazdy terenowej, jakie przeżyłyśmy w Hiszpanii. Nie kierowałyśmy się żadną nawigacją, po prostu wybierałyśmy przypadkowe szlaki i sprawdzałyśmy, dokąd nas zaprowadzą. Przez większość dnia szło nam to całkiem nieźle. Potem Fiona, która jechała z przodu, zaczęła wybierać mniejsze, bardziej strome i kamieniste trasy. Początkowo byłam gotowa na wyzwanie, ale potem ścieżka zaczęła się robić bardzo wąska, niemal całkowicie pokryta suchymi trawiastymi krzewami, a po mojej lewej stronie pojawił się dość przerażający spadek. Zdecydowanie znalazłam się poza moją strefą komfortu! Fiona kontynuowała, ale wkrótce zatrzymała się, bo droga nagle się skończyła. Zawrócenie motocykli na tej stromej i niesamowicie wąskiej ścieżce było nie lada wyzwaniem. Słońce miało się już ku zachodowi, więc uznałyśmy, że to koniec i zaczęłyśmy wracać. Fiona prowadziła, a ja, jak zawsze na bardziej stromych odcinkach, trzymałam się w bezpiecznej odległości. Gdy tylko pokonała pierwszy odcinek, podążyłam za nią, gdy nagle usłyszałam krzyk w moim interkomie. Nie miałem pojęcia, co się dzieje za rogiem, ale zatrzymałam się na końcu stromego, kamienistego szlaku. Fionie nic się nie stało. Nie spadła. Ale ja postawiłam się w fatalnym położeniu. Próbowałam ruszyć z miejsca, lekko wciskając sprzęgło i wiosłując długimi nogami, zanim zdecydowałam się na zdławienie gazu. Wielki błąd! Nagle motocykl przestał się ruszać. Byłam na biegu, motocykl się nie zacinał, ale też nie ruszał. Początkowo myślałam, że spaliłam tarcze sprzęgła. W środku pustkowia, na stromym szlaku, gdy zachodziło słońce. Świetnie! Wykonałyśmy kilka telefonów, aby uzyskać pomoc. Wtedy Antonio z Billy Goat Garage, który prowadzi również Centrum Wypraw Triumph Adventure, zaoferował nam ratunek. Skończył już pracę, odwołał swoje plany na wieczór i nie zawahał się pomóc pozostawionym na pastwę losu motocyklistkom. Ponad godzinę zajęło mu spotkanie się z nami na początku trasy. Z parku narodowego wyjechaliśmy na jednym motocyklu, aby upewnić się, że nie będziemy musiały jechać po bezdrożach, gdy jest ciemno. Byłyśmy bardzo szczęśliwe, gdy zobaczyłyśmy, że przyjechał z przyczepą i naszą przyjaciółką Kate, która akurat była z Antonio, gdy początkowo wzywałyśmy ją na pomoc. Fiona i ja wskoczyłyśmy do samochodu i we czwórkę ruszyliśmy w stronę motocykla. Oczywiście droga była zbyt wąska, by zmieścił się na niej samochód z przyczepką. Ale na szczęście do drogi gruntowej, przy której można było zaparkować samochód, było tylko 400 metrów. Gdy szliśmy ścieżką, wszyscy zaczęliśmy zdawać sobie sprawę, że pchanie motocykla w górę będzie dość trudne, zwłaszcza że po drodze były kamienie i krzewy. Zastanawiałam się, czy nam się uda. Ale Antonio miał bogate doświadczenie w ratowaniu motocykli z opresji. Choć było to irytujące, nie miał wątpliwości, że w końcu uda nam się wepchnąć rower na górę, przypiąć go do przyczepy i odholować do jego garażu! A wszystko to z wielkim uśmiechem na twarzy i zapewnieniem, że to "żaden problem". 

Nigdy wcześniej nie wymieniałam tarcz sprzęgła i nie miałam pojęcia, jak wielka to będzie praca. Ale z pewnością nie spodziewałam się, że trzeba będzie wymienić całe sprzęgło! Wiedziałam, że mam zwyczaj zbyt często ślizgać się na sprzęgle, ale nie zdawałam sobie sprawy, że sprzęgło w moim Tygrysie wymaga regulacji co jakiś czas. Z czasem, mimo przebiegu 15 000 km na zegarze, moje sprzęgło poddało się! To była kosztowna lekcja. Po raz kolejny musiałyśmy zamówić części zamienne i po raz kolejny wiedziałyśmy, że zostaną one na jakiś czas zatrzymane przez urząd celny. 

Wiedziałyśmy już, jak to zrobić, więc wykorzystałyśmy ten czas na zwiedzanie tego regionu Hiszpanii we dwójkę, aż mój Tygrys był gotowy do drogi. W końcu byłyśmy w Andaluzji, a tam było mnóstwo do zobaczenia i zwiedzenia! Jedna z najlepszych dróg z szybkimi zakrętami zaprowadziła nas do Rondy. To urocze miasteczko z imponującym kamiennym mostem przecinającym wąwóz, który dzieli stare miasto na dwie części. To świetny cel wycieczek motocyklowych, a nam szczególnie podobały się niesamowite widoki z mostu na domy wiszące nad krawędzią wąwozu Tajo. Oczywiście zwiedziłyśmy też piękne miasta: Kordobę i Sewillę, podziwiając ich fascynującą, mauretańską architekturę. Po 10 dniach i wielu tapas udało nam się w końcu odebrać mojego Tigera w Maladze i ruszyć w dalszą drogę do Portugalii. 

Wyjechałyśmy z Hiszpanii z wielkim uznaniem dla tego, co nam zaoferowała. Wspaniałe przygody off-roadowe wśród różnorodnych krajobrazów. Kręte górskie drogi z malowniczymi widokami na pasma górskie. A także obfitość kultury i pysznych tapas. Wiedziałyśmy, że pewnego dnia wrócimy, aby odkryć więcej szlaków w tej off-roadowej krainie. 

Fiona jeździ na obniżonym Tigerze 900 Rally Pro, który został w pełni dostosowany do jej potrzeb dzięki amortyzatorowi Touratech Suspension i progresywnym sprężynom, co obniżyło wysokość motocykla o 2 cm. Dodatkowo obniżone siedzenie obniża wysokość motocykla o kolejne 2-3 cm i nie koliduje z funkcją podgrzewanego siedzenia, która zwykle nie działa w przypadku obniżonych siedzeń. Dzięki temu Fiona przy wzroście 1,62 m może dosięgnąć stopami do ziemi.

Tiger 900 Rally Pro Sandry jest wyposażony w amortyzator Touratech Suspension. Zwiększa on nieco wysokość motocykla, oferując większy skok zawieszenia i prześwit.

Oba motocykle są wyposażone w szereg akcesoriów Touratech, w tym podwyższenia kierownicy, osłony reflektorów, osłony łańcucha, osłony silnika Expedition, crash bary, poszerzenia podstawy podpórki bocznej i podnóżki "Works", które zapewniają maksymalną ochronę podczas jazdy w terenie. 

Sandra i Fiona rzuciły pracę w 2018 roku, aby podróżować po świecie. Przejechały z Kanady do Kolumbii we dwie na swoim BMW F800 GS. Od czasu pandemii jeżdżą po całej Europie na swoim Tigerze 900 Rally Pro, a od listopada ubiegłego roku podróżują na dwóch Tigerach. Przygotowują się do wyprawy do Afryki!

Fiona ma 32 lata i od zawsze ciągnęło ją do motocykli. W 2018 roku w Idaho, podczas podstawowego szkolenia off-road, miała okazję pojeździć na małym, dwusuwowym motocyklu Kawasaki 125 cm3. Nie stroniła od torów przeszkód i od razu się w nie wciągnęła! Podczas naszego powrotu do Europy, gdy wybuchła pandemia, natychmiast skorzystała z okazji, by zrobić prawo jazdy. Od tamtej pory jeździmy na dwóch motocyklach! 

Sandra ma 35 lat i jeździła na motocyklu typu naked bike. Kiedy rzuciła pracę, by podróżować po świecie, kupiła BMW F800GS, choć nigdy wcześniej nie jeździła na motocyklu typu Adventure Bike. To, co początkowo miało być trzymiesięczną podróżą po Stanach Zjednoczonych, szybko zmieniło się w podróż dookoła świata, ponieważ ona i Fiona zakochały się w poczuciu wolności i stylu życia. Planują być w drodze przez następne 5 lat +.

Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o Sandrze i Fionie, zajrzyj na stronę www.advtravelbug.com. Dzielą się one również swoimi przygodami na YouTube i można je śledzić na innych platformach społecznościowych. 

YouTube: ADV Travelbug
Instagram / Tik Tok: @adv_travelbug
Facebook: ADV Travelbug 

 

 



Copyright © 2021